Czasem Pan Bóg może bardzo człowieka zaskoczyć. Tak było niedawno ze
mną. Dzień Skupienia pewnej Wspólnoty. Przeżyłam ich już dziesiątki.
Nie miałam zbytnio ochoty uczestniczyć w tym Spotkaniu, jednak z
ważnych powodów „musiałam”.
Pierwsza konferencja… Po kilku zdaniach zrozumiałam, że będzie mi
ona towarzyszyć długo. Trudno powiedzieć, czy na nią czekałam, bo
wcześniej nie patrzyłam na życie przez pryzmat historii biblijnej,
której ta konferencja dotyczyła. Dzisiaj widzę głębiej, a Bóg
opatruje rany.
Kapłan zaczerpnął temat z pewnej, średnio znanej opowieści z Księgi
Liczb (Lb 22). Mówił o pogańskim proroku, mającym kontakt także z
Jahwe. O Balaamie, którego można by określić jako kogoś, kto chciał
słuchać jednocześnie „boga”
i Boga. A tak się przecież nie da, bo w duszy człowieka rodzi się
chaos… Balaam w końcu zdecydował się porzucić wrażliwość serca na
rzecz „miedzi brzęczącej”. Wtedy Bóg postanowił „włączyć czerwony
guzik”. Kiedy prorok wyruszył
w ważną podróż, na jego drodze stanął anioł Pański z mieczem w ręku.
Szybko i nieciekawie skończyłaby się podróż i całe życie Balaama,
gdyby nie wierne i oddane serce… jego oślicy. Ktoś pomyśli: cóż to
za wzór – osioł? Jednak w Piśmie Świętym osioł jest symbolem pokory.
Może komuś wydać się dziwne, ale to zwierzę stało się dla mnie
postacią, o której bardzo dużo w tym Wielkim Poście rozmyślam.
O czym dalej mówi historia Balaama i jego wiernej „towarzyszki”?
Prorok nie dostrzegał stojącego z mieczem anioła, lecz oślica
niebieskiego posłańca zobaczyła. Nie tylko zresztą zobaczyła, ale
celowo zboczyła ze szlaku, aby jej panu nic się nie stało. Jak
zareagował Balaam? Uderzył ją… i to nie tylko raz, niechcący, lecz
robił to z każdą próbą uratowania mu życia przez zwierzę. Myślał, że
z niego drwi i chce zrobić na złość. Dlatego zbił wierną
„towarzyszkę” bardzo mocno. Ona jednak, przyjmując cierpienie,
wytrwale broniła go przed karzącą ręką anioła. W końcu Balaam,
ogromnie rozdrażniony
i zagniewany, powiedział, że gdyby miał miecz przy sobie, zabiłby
oślicę. Wtedy stało się coś niezwykłego. Zwierzę przemówiło ludzkim
głosem, jakby broniąc się pytaniem, czy kiedyś wcześniej zdarzyła
się podobna sytuacja
i niewykonanie zadania? Balaam przyznał, że nie. Stanął po stronie
prawdy i zaufania, a wtedy Bóg otworzył mu oczy. Może głos
zwierzęcia zadziałał, może prorok wzruszył się w sercu, widząc ośle
łzy? Tego nie wiemy. Ważne, że uwierzył
i przeżył coś, co dziś nazwiemy nawróceniem. Zwykła oślica, choć nie znała
powodu, dla którego jej pan miałby ponieść karę, uratowała mu życie.
A Bóg poprowadził go dalej, aby dobrze spełnił swoje powołanie.
Dlaczego tak bardzo poruszyła mnie ta biblijna opowieść? Słowo Boże
jest żywe i skuteczne. W nim, jak w lustrze, możemy oglądać nasze
życie. To nie slogan, ale wielka prawda. Mam wrażenie, jakby proste
zwierzę zostało mi pokazane za wzór w przeżywaniu mojego Wielkiego
Postu – wzór wierności, pokory, umiejętności odczytywania znaków,
mądrego przyjęcia cierpienia i asertywności, ale bez agresji.
Pozostaje jeszcze jedno. Niedługo będziemy przeżywać Niedzielę
Palmową. Jezus wjechał do Jerozolimy na oślęciu.
W Biblii nie ma przypadków. Z pewnością należy łączyć te dwie
perykopy. Może Bóg na przykładzie pokornej „towarzyszki” Balaama,
chce przypomnieć Tobie i mnie ważną prawdę: ten, kto (jak osiołek na
swoim grzbiecie) niesie innym Chrystusa, powinien zawsze pamiętać,
że „zaszczytne gałązki palmowe” i „rozłożone na ziemi płaszcze” są
nie
dla niego samego, ale dla Tego, kto na nim jedzie.
ms